Spojrzenie na Europę

Friedhelm Hengsbach SJ, Nell Breuning Institut

Słowa o rdzeniu Europy i jej peryferiach, o Unii Europejskiej dwóch prędkości mogą stanowić zapłon niebezpiecznego wybuchu.

Zanim spojrzę na obecną sytuację Unii Europejskiej z perspektywy katolickiej nauki społecznej, chciałbym opisać hermeneutyczną rewolucję, jakiej doświadczyła ona wskutek Soboru watykańskiego II.

Pierwszy impuls wyszedł od papieża Jana XXIII, który uznał, że Kościół powinien „odczytywać znaki czasu i interpretować je w świetle Ewangelii”. W czasie Soboru biskupi odrzucili projekt rezolucji opracowany w stylu tradycyjnej nauki społecznej. Grupie pochodzącej z Francji i Belgii, posiadającej powiązania z latynoamerykańską teologią wyzwolenia powierzyli przygotowanie nowego tekstu w języku biblijno-duszpasterskim. Dostarczył on Kościołowi metodologię głoszenia nauki społecznej. Zgodnie z nią należy przyglądać się społeczeństwu i na bieżąco śledzić stan badań w dziedzinie nauk społecznych, konfrontować je z biblijnymi narracjami, przypowieściami i obrazami o podobnym wyrazie, a następnie opracować postulaty, którymi należy się kierować w życiu politycznym i osobistym.

Paweł VI w 1967 r. postawił niemal na głowie tradycyjną, liberalną interpretację własności prywatnej przedstawianą jako indywidualne prawo naturalne. Papież przejął stanowisko Soboru i Ojców Kościoła, że dobra Ziemi są przeznaczone dla wszystkich ludzi, którzy żyją na tej planecie, nikogo nie wykluczając, ani nie faworyzując. Tej zasadzie podlegają wszystkie pozostałe prawa, w tym prawo własności i prawo do swobodnej wymiany. Dla nikogo własność prywatna nie jest więc prawem bezwarunkowym i nieograniczonym.

Po rozpadzie realnie istniejącego socjalizmu Jan Paweł II zastanawiał się, czy kapitalizm ma rację z tego tylko względu, że zwyciężył. Jego odpowiedź brzmiała: z pewnością nie jest to jedyna forma organizacji gospodarczej, skoro w krajach rozwijających się panuje bezwzględna wyższość kapitału i własności nad wolną podmiotowością ludzkiej pracy, skoro ludzie są wykluczani, wyzyskiwani i uciskani, zaś w krajach uprzemysłowionych pozostają oni społecznie wyobcowani.

hengsbach_1_webjpg
Książka Friedhelma Hengsbacha „Co się dzieje z tobą Europo?”,
Frankfurt nad Menem, 2017 r.


W 2013 r. papież Franciszek mówił o ekonomii, która wyklucza ludzi, traktując ich jak odpady i śmieci, a znaczeniu pieniądza przypisuje wręcz przymioty religii, co ułatwia rynkom finansowym zdominowanie realnej gospodarki. Rosnące ubóstwo i nierówności społeczne stanowią źródło konfliktów społecznych i wojen. W obliczu uchodźców, którzy stracili życie w Morzu Śródziemnym, papież Franciszek osądził: „Ta gospodarka zabija“. W poświęconej problemom ekologiczno-społecznym encyklice „Laudato si´” ogłosił, że klimat, atmosfera, oceany, lasy oraz paliwa kopalne leżące w ziemi są wspólnymi dobrami na skalę światową. Ich wykorzystywanie powinno zostać wyjęte spod władzy prywatnych podmiotów i uregulowane przepisami międzynarodowymi.

Europejskie marzenia
W przestrzeni wypełnionej przyjętą w atmosferze euforii w marcu 2017 r. deklaracją rzymską, Brexitem, wyborami parlamentarnymi, negocjacjami koalicyjnymi, formowaniem nowych rządów i konfrontacją wojskową na rubieżach Unii Europejskiej dostrzec można antynomie między europejskimi marzeniami a codziennością Europy.

W pamiętnym przemówieniu Jean-Claude Juncker opowiedział się za Unią jako całością. Rynek wewnętrzny i strefa euro miałyby objąć swym zasięgiem całą UE. W celu zharmonizowania różnych warunków życia w państwach członkowskich i ustanowienia wspólnych standardów socjalnych konieczne są transfery finansowe. Deficytowi demokracji miałaby zaradzić reforma instytucji, podejmowanie decyzji większością głosów, kumulowanie funkcji unijnych decydentów oraz koncentrowanie ich uprawnień, np. jeden przewodniczący dla Rady Europejskiej i Komisji Europejskiej oraz jeden minister gospodarki i finansów jako komisarz UE i szef Eurogrupy.

Emmanuel Macron propaguje restart Unii. W związku z tym logicznym krokiem jest postulat przeprowadzania ponadnarodowych wyborów posłów do Parlamentu Europejskiego, wzmocnienie centralnych instytucji UE i procedur. Francuski przywódca duży nacisk kładzie na budżet obronny, modernizację armii i utworzenie wspólnych sił interwencyjnych. W celu zapewnienia bezpieczeństwa wewnętrznego UE postuluje utworzenie wspólnych instytucji, m.in. prokuratury, akademii służb specjalnych oraz służb ochrony przed klęskami żywiołowymi. Wspólna straż graniczna, prawo imigracyjne i władze rozpatrujące wnioski o azyl kontrolowałyby ruchy uchodźców. Reformy gospodarcze objęłyby wspólny unijny rynek energii i obrót uprawnieniami do emisji dwutlenku węgla, a także jednolite opodatkowanie przedsiębiorstw i transakcji finansowych. Macron opowiada się za różnymi głębokościami integracji w obrębie UE. Dla strefy euro przewiduje budżet finansowany z podatków oraz powołanie wspólnego ministra finansów, dla Niemiec i Francji – w pełni zintegrowany rynek.

Wolfgang Schäuble podejmuje ideę Unii Europejskiej różnych prędkości i promuje pogłębienie strefy euro. W jego przekonaniu należy rozszerzyć uprawnienia Europejskiego Mechanizmu Stabilności (ESM), tak by docelowo został przekształcony w unijny fundusz walutowy udzielający kredytów państwom słabym finansowo na warunkach ścisłego respektowania zasad stabilności strefy euro. W stosunku do państw nadmiernie zadłużonych miałyby zostać przyjęte rozwiązania na gruncie prawa upadłościowego, które objęłyby również wierzycieli prywatnych. Schäuble, krytykując Jeana-Claude'a Junckera, chce pozbawić Komisję Europejską jej uprawnień, ponieważ – jego zdaniem – nie przyporządkowuje ona zasad stabilności prawu pierwotnemu traktatów UE i jak dotąd toleruje nadmierne zadłużenie krajów słabszych gospodarczo.

Europejska codzienność
Polska premier odmówiła podpisania deklaracji rzymskiej, dopóki nie zostanie usunięte sformułowanie „Europa różnych prędkości”. Jego miejsce zajęły słowa „w różnym tempie“. Ciągłe poszukiwanie kompromisów przesłania trzy poważne cechy codziennego życia w Europie: radykalne dziedzictwo rynkowe, krwawe granice i pęknięcia w wysokim murze.

Na początku lat osiemdziesiątych XX w. zaczęła się rozprzestrzeniać fala zmian ekonomiczno-politycznych, którą charakteryzowały trzy teoretyczne wzorce. Pierwszy: rynek jest podstawową formą stosunków międzyludzkich, a konkurencja w gospodarce rynkowej zapewnia większe obopólne korzyści niż jakakolwiek umowa społeczna. Drugi: towary wytwarzane i oferowane przez sektor prywatny są bliżej obywatela, tańsze i bardziej opłacalne niż dobra publiczne udostępniane społecznie. Trzeci: w społeczeństwach rozwiniętych nadwyżki w dochodzie rozporządzalnym nie są wykorzystywane do zakupu towarów, ale do inwestowania w papiery wartościowe, tym samym sfera finansowa zyskuje pierwszeństwo przed realną gospodarką. Te nastawienia – radykalne rynkowo, prokapitałowe i kładące nacisk na aspekt prywatny – wpłynęły następnie na kształt wspólnego rynku wewnętrznego, europejskiej unii walutowej i sposób zarządzania kryzysem finansowym przez poszczególne państwa.

Ukończenie procesu tworzenia jednolitego rynku europejskiego ogłoszono w 1985 r. w białej księdze Komisji Europejskiej. Cztery podstawowe swobody przepływu towarów i usług, pracy i kapitału odnosiły się przede wszystkim do towarów przemysłowych. Unia dążyła do tego, by stać się najbardziej konkurencyjną i dynamiczną gospodarką na świecie opartą na wiedzy, a wszystkie usługi legalnie świadczone w jednym kraju Wspólnoty miały być dostępne w każdym innym państwie członkowskim. Obecnie – pomimo licznych ograniczeń – prywatne usługi w zakresie opieki zdrowotnej i pielęgnacyjnej oraz infrastruktury transportowej są dostępne w całej Europie. W rezultacie wzrastające znaczenie rynku wewnętrznego spowodowało zmianę równowagi między swobodami gospodarczymi a podstawowymi prawami socjalnymi pracowników najemnych. Ponadto Trybunał Sprawiedliwości UE wydaje się kłaść większy nacisk na reguły konkurencji na rynku wewnętrznym niż na włączenie go do prawodawstwa socjalnego.

Europejska unia walutowa ma poważną wadę konstrukcyjną. Europejski Bank Centralny jest zobowiązany do utrzymania stabilnych cen towarów, budżety publiczne państw członkowskich są ograniczone, gdyż deficyt budżetowy w skali roku nie może przekraczać założonych arbitralnie 3 proc. produktu krajowego brutto, a całkowita wielkość zadłużenia nie może być wyższa niż 60 proc. PKB. Ten sam nominalny poziom stóp procentowych, który ma zastosowanie do strefy euro jako całości, podczas gdy opcje gospodarcze, zatrudnienia i fiskalne suwerennych państw członkowskich różnią się między sobą, powoduje nierównowagę regionalną między krajami posiadającymi nadwyżki handlowe i deficyty handlowe.

Kiedy po spekulacyjnym wzroście cen aktywów i pęknięciu bańki w 2008 r. wybuchł światowy kryzys finansowy, instytucje finansowe domagały się pomocy od państw. Zmusiły je do ratowania ich za pomocą gwarancji, inwestycji kapitałowych i nabycia zatrutych papierów wartościowych. Państwa poddały się presji, chroniąc właścicieli kapitału i wierzycieli, za to obciążając społeczeństwo. Później bankom udało się przekuć swoją porażkę w kryzys zadłużenia krajów peryferyjnych europejskiego obszaru walutowego. Oskarżyły one te państwa o to, że nie spłacają długu publicznego wystarczająco szybko i nie obniżają drastycznie świadczeń socjalnych.

Zarządzanie kryzysowe państw strefy euro w zasadzie opierało się na klauzuli o zakazie udzielania pomocy finansowej zapisanej w Traktacie z Maastricht: „Żadne państwo nie ponosi odpowiedzialności za długi innego państwa członkowskiego”, podkreślającej brak solidarności. Później wprowadzonych zostało kilka instrumentów ratunkowych, które jednak nie były w stanie ochronić słabszych krajów przed atakami spekulacyjnymi. W takiej sytuacji prezes EBC, Mario Draghi, zdecydował się przyjść z odsieczą: „EBC jest gotów zrobić wszystko w ramach swojego mandatu, co będzie konieczne dla ratowania euro. I proszę mi wierzyć, to wystarczy”. Trzy magiczne słowa „whatever it takes” powstrzymały ataki spekulacyjne na poważnie zadłużone państwa członkowskie i uspokoiły inwestorów finansowych. Spadły premie za ryzyko obligacji państwowych państw Południa, które odzyskały zdolność kredytową. EBC zdołał potajemnie wejść w unię społeczną, bez której unia walutowa by nie funkcjonowała.

Krwawe granice
Tzw. polityka wobec uchodźców stała się testem na trwałość europejskiej spójności. Można było odnieść wrażenie, że osamotniona niemiecka kanclerz podjęła decyzję o likwidacji niedopuszczalnego z ludzkiego punktu widzenia zatoru uchodźców na granicy węgierskiej i na dworcu Budapest Keleti, dając im dostęp do Niemiec przez Austrię. To rozbiło wspólny system azylowy.

Kurs na porażkę obrany został błędnie i nieuczciwie już wtedy, gdy w 1997 r. zapisano pod presją Niemiec w konwencji dublińskiej, że zasadniczo za składanie wniosków o azyl i procedurę azylową odpowiedzialne jest państwo, w którym uchodźcy po raz pierwszy wkraczają na europejską ziemię lub ubiegają się o azyl. Rząd niemiecki jest zatem częściowo odpowiedzialny za to, że główny ciężar przyjęcia osób ubiegających się o ochronę został przeniesiony na południowe, słabsze gospodarczo państwa graniczne, a solidarność europejska została jednostronnie wypowiedziana.

Sposób podejścia do uchodźców doprowadził do pionowego rozłamu w Unii Europejskiej: społeczeństwo obywatelskie pokazało kobietom, dzieciom i mężczyznom przyjazne oblicze, przywitało ich, zapewniło im żywność i odzież, podarowało zabawki dzieciom, a obcych zapoznało z nieznanym im środowiskiem. Natomiast rządzący, a w szczególności ministrowie spraw wewnętrznych, którzy wiedzą, jak ścigać przestępców, w ludziach pragnących schronienia widzieli w pierwszej kolejności zagrożenie dla bezpieczeństwa i porządku, próbowali ich odstraszyć. Z kolei organy unijne coraz bardziej dążyły do osiągnięcia deklarowanego celu, jakim pozostaje trzymanie uchodźców z dala od Europy.

Zapewnienie kanclerz Niemiec „Damy radę!” zamieniło się w swoje przeciwieństwo: deportację i zamykanie granic zewnętrznych. Konferencja państw Zachodnich Bałkanów w Wiedniu oraz spontaniczny szczyt napływu migrantów w stolicy Austrii w 2016 r. doprowadziły do zamknięcia szlaku bałkańskiego. Propagowana jako wzór sukcesu umowa z Turcją Amnesty International nazywa katastrofą humanitarną. Uchodźcy, którzy po przepłynięciu Morza Egejskiego lądują na wyspach greckich, nie mogą się stamtąd wydostać i są przetrzymywani w złych warunkach. Władze włoskie rzucają na cywilne służby ratownictwa morskiego podejrzenia o współpracę z przemytnikami. Dlatego próbuje się je pozbyć z Morza Śródziemnego. Kapitanom, którzy przyjmują uchodźców na pokład, odmawia się prawa zawinięcia do włoskich portów.

Cyniczna strategia UE mająca na celu odparcie osób ubiegających się o azyl i schronienie funkcjonuje pod mile brzmiącą nazwą partnerstwa migracyjnego z państwami afrykańskimi zgodnie z formułą, żeby w zamian za wypłaty w euro przenieść zewnętrzną granicę UE na afrykańską pustynię i już tam przechwytywać uciekinierów! Operacje wojskowe już teraz pomagają krajom południowego wybrzeża Morza Śródziemnego wychwycić przed własnymi granicami osoby poszukające ochrony i je nielegalnie internować. Na specjalnym szczycie w Valletcie, który odbył się na początku lutego 2017 r., szefowie państw i rządów wyrazili zamiar dozbrojenia libijskiej straży przybrzeżnej, utworzenia ośrodków detencyjnych, zachęcania migrantów do dobrowolnego powrotu do ojczyzny i skuteczniejszej kontroli granic Libii z krajami sąsiednimi. Ale oczekiwania Unii, że państwa afrykańskie udzielą pomocy przy ochronie granic, nie są jednak w pełni zgodne z interesami tych krajów. Było to również widoczne na szczycie poświęconym kwestii uchodźców w Paryżu w sierpniu 2017 r., który spontanicznie i nie oglądając się na innych zwołał prezydent Macron. Zaproponował on przeniesienie unijnych procedur azylowych na granice krajów subsaharyjskich. Tak zwane partnerstwo migracyjne zazwyczaj zawodzi z tego względu, że negocjacje nie są prowadzone jak równy z równym.

Rysy na wysokim murze
Deklarowanym w traktatach Unii Europejskiej celem jest wspieranie solidarności między państwami członkowskimi i harmonizacja warunków życia różnych regionów. Ze względu na hegemonię gospodarczą i monetarną cel ten stał się swoim przeciwieństwem – narasta polaryzacja w obrębie państw członkowskich i pomiędzy nimi. W memorandum Kościoła Ewangelickiego w Niemczech zostało to opisane biblijnym wizerunkiem kruchej ściany, którą osłabiają tzw. elastyczne warunki pracy, demontaż systemów zabezpieczenia opierających się na zasadzie solidaryzmu społecznego oraz groźny problem ubóstwa wśród osób starszych. Ponadto powiększa się przepaść między niezwykle zamożną mniejszością a tymi, którzy nie partycypują we wzroście dobrobytu społecznego. Niemiecka kanclerz powtarza: „Europa nie jest unią społeczną”. Myli się, jeżeli czyta traktaty europejskie, a zwłaszcza kartę podstawowych praw socjalnych. Jednak Jean-Claude Juncker nie ośmiela się mówić o europejskiej unii społecznej, ponieważ obawia się, że wtedy Niemcy będą regularnie dostawać dreszczy.

Widoczne pęknięcia i polaryzacja w obrębie państw członkowskich i pomiędzy nimi są też konsekwencją rozrostu UE. „Nigdy więcej wojny, nigdy więcej dyktatury, nigdy więcej kapitalizmu” – stwierdzono w podpisanych w 1957 r. przez sześć zachodnioeuropejskich państw traktatach rzymskich. W toku rozszerzenia Unii na południe, zostały przyjęte Grecja, Portugalia i Hiszpania, które dopiero niedawno uwolniły się od reżimów dyktatorskich, przyjęto je raczej z powodów politycznych niż ekonomicznych. Wraz z przystąpieniem Wielkiej Brytanii i krajów skandynawskich UE rozszerzyła się na północ. Rozpad Związku Radzieckiego i upadek muru berlińskiego dały Unii możliwość objęcia Europy Środkowo-Wschodniej.

Jak potwierdza Jean-Claude Juncker, radość płynąca z nowej, wolnej Europy sprawiła, że były kanclerz Helmut Kohl wzruszył się do łez. Niemniej jednak nie wzrosła empatia zachodnich Europejczyków wobec mentalności i oczekiwań nowych narodów rozszerzonej UE.

Odmienne mentalności, style życia i priorytety w coraz większym stopniu przyczyniają się do wewnętrznej rywalizacji. Rzekomo wydajne narody północy starają się dyscyplinować mieszkańców południowej i środkowo-wschodniej Europy. Nierównowaga regionalna w strefie euro jest poddawana asymetrycznej ocenie politycznej. Grecja stanowi stały cel krytyki Niemiec. Podczas gdy austriacki minister spraw zagranicznych jako dodatkową pomoc dla Aten proponuje wielomiliardowy program inwestycyjny, niemiecki minister finansów twierdzi, że są to złe sygnały płynące do Greków. Nawet Międzynarodowy Fundusz Walutowy spiera się z niemieckimi władzami skarbowymi o to, kiedy należy zweryfikować i zareagować na problemy związane ze stabilnością greckiego zadłużenia.

Niektóre państwa członkowskie obawiają się, że centralne organy UE próbują naruszyć ich suwerenność. Ta sprawa stawała m.in. na forum Grupy Wyszehradzkiej oraz Club Med grupującego siedem państw południowoeuropejskich. Oprócz debaty na temat konsekwencji Brexitu na tych forach kreślono nową wizję UE, która miałaby zastąpić dyktowaną przez Niemcy politykę oszczędności polityką inwestycji, tworzenia miejsc pracy, ochrony socjalnej i wspólną polityką imigracyjną. Kraje Bałkanów Zachodnich, działając pod egidą Austrii, zdecydowały – początkowo z własnej inicjatywy, a następnie za zgodą Unii – o zamknięciu swoich granic zewnętrznych.

Zacieśniająca się współpraca francusko-niemiecka rodzi obawy, że Paryż i Berlin staną się hegemonem w Unii, co może wywołać niekontrolowane reakcje krajów niechętnych temu scenariuszowi. Słowa o rdzeniu Europy i jej peryferiach, o Unii Europejskiej dwóch prędkości mogą stanowić zapłon niebezpiecznego wybuchu. W jaki sposób definiować prędkości poszczególnych stref? Czy kraje o słabszych gospodarkach powinny szybciej nadrobić zaległości dzielące je od państw silnych gospodarczo? Czy kraje Europy Zachodniej powinny zwiększyć dystans do krajów Europy Środkowo-Wschodniej i Południowej? Pomysły na rozdwojoną Unię pozostają raczej mętne. Rosnący dystans między państwami w strefie centralnej i poza nią powoduje napięcia i konflikty, które są postrzegane jako formy wyższości i zależności.

Bałagan procedur i instytucji
Unia Europejska cierpi na bałagan procedur i instytucji. Te dwa systemy proceduralne określa się mianem „metody unijnej”, którą stosuje Rada Europejska odpowiedzialna za dyrektywy polityczne, ale nieposiadająca kompetencji ustawodawczych. Jej decyzje podejmowane są na ogół jednogłośnie. Natomiast „metoda wspólnotowa” ma zastosowanie do zwykłej procedury ustawodawczej, w której uczestniczy Komisja Europejska z prawem przedstawiania propozycji projektów aktów prawnych. Parlament Europejski dyskutuje nad nimi, odrzuca je lub zatwierdza. Następnie Rada Unii Europejskiej podejmuje decyzję kwalifikowaną lub zwykłą większością głosów. Wybór procedury pozostaje w gestii Rady Europejskiej. Na przykład w 2015 r. Rada UE spraw wewnętrznych zdecydowała większością kwalifikowaną w zwykłej procedurze ustawodawczej, że uchodźcy będą rozdzielani między państwa członkowskie według ustalonych kwot. Słowacja, Węgry, Czechy i Rumunia, które nie zaakceptowały tej decyzji, zostały przegłosowane. Z drugiej strony „metodę unijną” wybrano na konferencji Bałkanów Zachodnich we wrześniu 2016 r. w celu zabezpieczenia granic zewnętrznych UE, zamknięcia szlaku bałkańskiego i sfinansowania obu projektów zgodnie z zasadą jednomyślności. Później w UE nie było prawie żadnych rozmów na temat stałych kwot przyjmowania uchodźców, a z pewnością nie podjęto już żadnych wiążących decyzji.

W Unii Europejskiej można wyodrębnić trzy instytucje, z których każda rości sobie uprawnienia decyzyjne: Po pierwsze, Rada Europejska uzyskała pośrednio dzięki „metodzie unijnej” kompetencje niejako wykonawcze, mimo że nie posiada ona żadnej władzy ustawodawczej. To ona w każdym przypadku decyduje, czy określi ogólne kierunki polityczne w drodze konsensusu, czy też zastosowana zostanie zwykła procedura ustawodawcza z udziałem Parlamentu Europejskiego.

Zgodnie z „metodą wspólnotową” Parlament Europejski i Rada UE dysponują zwykłymi uprawnieniami ustawodawczymi, w których Komisja partycypuje poprzez prawo składania wniosków. Skład Rady UE zmienia się w zależności od poruszanych tematów i zakresów tematycznych. Niekiedy decydują ministrowie spraw wewnętrznych, innym razem ministrowie rolnictwa, środowiska, finansów lub spraw zagranicznych. Jeżeli w ramach tego organu nasili się na przykład konflikt między ministrami finansów, zwłaszcza krajów Eurogrupy i Grecji, Rada Europejska wkracza do akcji i spór próbuje rozwiązać zgodnie z zasadą konsensusu. Albo gdy niemiecki minister finansów doprowadził do eskalacji sporu między wierzycielami a greckim rządem i przynajmniej przez pewien czas lansował w mediach „Grexit”, niemiecka kanclerz odebrała dyskusję fiskalną ministrom finansów i skierowała ją na szczebel polityczny Rady Europejskiej. Pod hasłem „wzmocnionej współpracy” państwa członkowskie strefy euro, działając suwerennie i pod własną egidą, zawierają międzynarodowe traktaty, unikając w ten sposób zwykłej procedury ustawodawczej z udziałem Parlamentu, Komisji i Rady Ministrów.

„Państwa gwiżdżą na zalecenia z Brukseli” – tytuł w dzienniku „Frankfurter Allgemeine Zeitung” z lata 2014 r. nawiązuje do „europejskiego okresu oceny”, procedury mającej na celu koordynację i monitorowanie polityki gospodarczej państw członkowskich w celu zmniejszenia wysokiego poziomu długu publicznego i deficytów budżetowych. Ze zrozumiałych względów parlamenty krajowe sprzeciwiają się ograniczeniu ich suwerenności, bo w końcu chodzi o ich królewskie prawo do ustanawiania budżetu. W rzeczywistości Rada Europejska wraz z EBC po kryzysie finansowym często naruszała suwerenność krajowych parlamentów.

Unia a pierwiastek narodowy
Prawdopodobnie naglącym zadaniem jest ponowne odkrywanie przez społeczeństwa uroku pierwiastka narodowego. Organy centralne powinny nauczyć się respektować położenie geograficzne i różne style życia i pracy państw członkowskich na północy, południu, zachodzie i wschodzie oraz ich zbiorowe doświadczenia historyczne, zwłaszcza w odniesieniu do krajów Europy Środkowej i Wschodniej, sąsiadujące z regionem objętym wojskową przemocą lub imperialnymi roszczeniami terytorialnymi. Troskę o utożsamianie się z własnym narodem należy respektować zwłaszcza tam, gdzie przez dziesięciolecia społeczeństwa w warunkach realnie istniejącego socjalizmu miały się rozwijać wyłącznie w duchu międzynarodowej solidarności i gdzie przywiązanie do stron ojczystych, narodu i narodowości było potępiane jako wyraz burżuazyjnej alienacji o faszystowskich inklinacjach.

Związek emocjonalny z Unią okaże się sukcesem tylko wtedy, gdy uznane zostaną różne formy tożsamości narodowej. Znajdują one swój wyraz w wyraźnych osobowościach, które ukształtowały profil UE w ciągu jej historii. W czasach konfrontacji bloków decydowała przewaga Zachodu. Ale po upadku muru berlińskiego Michaił Gorbaczow, Lech Wałęsa czy Václav Havel zasłużyli na taki sam szacunek, z jakim traktowane są główne postaci Zachodu: jGeorge C. Marshall, Alcide De Gasperi, Robert Schuman, Konrad Adenauer, Charles de Gaulle czy Willy Brandt.

Emocjonalny chłód, o który wielu oskarża Unię Europejską, można by złagodzić przez dowartościowanie „Europy regionów”. Wykształcaniu się narodów w ciągu europejskiej historii poprzedzało przywiązanie do regionu. Atrakcyjność regionu jest jego naturalna cechą, która kształtowała się z pokolenia na pokolenie pod względem kulturowym, językowym i ekonomicznym. Tworzy głęboko zakorzenione poczucie stron ojczystych i wykształca wspólną tożsamość. Jej wyrazem są więzi rodzinne, przyjacielskie stosunki, przekonania religijne, flagi i herby, pejzaże, niepowtarzalne style architektoniczne, muzyka ludowa i tańce. Taki kulturowy zespół dał początek sąsiedztwom, zdecentralizowanym formom administracyjnym, kantonom, czy też innym strukturom federalnym. Cieszące się renomą regiony Europy są atrakcjami turystycznymi: Kraj Basków, Akwitania, Katalonia, Galicja, Szkocja, Walia, Południowy Tyrol, Lombardia, Sycylia i Flandria. Fakt, że Komisja Europejska pozostaje tak głucha na zryw Katalończyków, którzy są deponentami europejskiego prawa obywatelskiego, i jednostronnie broni władztwa rządu państwa narodowego, jest moim zdaniem sprzeczny z równowagą podwójnej demokracji.

W dłuższej perspektywie niezbędne jest opracowanie konstytucji europejskiej. Określi ona podstawowe prawa do uczestnictwa w życiu politycznym, zabezpieczenia społecznego i wolności obywatelskiej. Podstawową suwerenność obywateli europejskich reprezentują parlamenty krajowe i Parlament Europejski. Posłowie do Parlamentu Europejskiego są wybierani zgodnie z prawem wyborczym UE. Parlament Europejski wybiera władzę wykonawczą. Izba reprezentuje suwerenne państwa członkowskie. Trybunał Sprawiedliwości UE orzeka zgodnie ze standardami przewidzianymi w konstytucji.

Konstytucję, której fundamentalną podstawą są polityczne prawa partycypacji, prawa społeczne i wolność obrony, można postrzegać jako nowoczesną odpowiedź na pytanie ludzkości o sprawiedliwość, która zostaje udzielona niezależnie od tego, co możni uważają za sprawiedliwe. W Unii Europejskiej zdominowanej przez panowanie rynku i pieniądza, które tworzy skrajną nierównowagę społeczną, definicja sprawiedliwości jako domniemania równości brzmi całkiem realistycznie: „Obywatele Unii przyznają sobie wzajem i ogólnie takie samo prawo, że będą uznawani i traktowani na równi”. Druga definicja ma taką samą rangę: „Istotą kwestii sprawiedliwości jest prawo do usprawiedliwienia stosunków społecznych nie przez tych, którzy stworzyli je za pomocą swojej władzy gospodarczej i społecznej, ale przez tych, którzy są szczególnie narażeni na te stosunki i są poddani tej władzy”.

Prof. Friedhelm Hengsbach SJ – jezuita, etyk społeczny, ekonomista z Nell-Breuning-Institut we Frankfurcie nad Menem, uczestnik konferencji „W sercu Europy. Wyzwania, trudności i perspektywy na przyszłość – Polska i Niemcy jako kraje członkowskie Unii Europejskiej” zorganizowanej 8 listopada 2017 r. w Warszawie.